Stres w sporcie był, jest i będzie. Tylko od nas zależy, czy zawładnie on nami, powodując nieprzespane noce przed zawodami, czy też spotkamy się z pozytywną odmianą stresu, sprawiającą, że aż chce się już stanąć na starcie. Nad emocjami można zapanować. Wystarczy zrobić porządek w głowie. W bałaganie myśli nie da się dobrze biegać!
Z tego tekstu dowiesz się:
- jak to jest, gdy nikt cię nie zna, ale nagle okazuje się, że to jednak już przeszłość,
- jak pozbyć się myśli „co o mnie powiedzą” albo „a co, jeśli ktoś mnie wyprzedzi”,
- czy stosuję trening wyobrażeniowy,
- dlaczego kiedyś nie spałem przed zawodami, a dzisiaj… jeszcze chętnie uciąłbym sobie drzemkę,
- dlaczego współpraca z psychologiem sportu nie oznacza, że coś z nami nie tak,
- co kotłuje się w mojej głowie w ostatnich sekundach przed startem.
Zastanawialiście się kiedyś, jaka jest różnica zasypiać ze świadomością, że możecie wygrać, a co dzieje się, gdy kładziecie się spać, z tyłu głowy mając myśl, że istnieje prawdopodobieństwo sromotnej porażki?
Czasami pytają mnie, czy ja się w ogóle stresuję. Oczywiście! Staram się jednak, aby był to tylko stres pozytywny, czyli taki, który sprawia, że już nie mogę doczekać się, aby wyruszyć na trasę i dać z siebie wszystko. Jest to czynnik pobudzający do walki i ciągłego rozwoju. Już niejeden raz przekonałem się, że pracować trzeba nie tylko nad sferą fizyczną, ale również mentalną. Stając na starcie chcę być przygotowany bowiem w stu procentach i nie myśleć o czymś, co w ogóle nie powinno znaleźć się w mojej głowie.
Krzysiu kontra Krzysztof, czyli ja kiedyś
Z pewnością stresuję się już mniej niż na początku mojej biegowej ścieżki. Jeszcze parę lat temu, kiedy zbliżały się ważne zawody, na kilka dni przed nimi, myślałem tylko i wyłącznie o starcie. Trudno było mi zająć głowę czymś innym. Nic zatem dziwnego, że zdarzały się też problemy ze snem.
Pamiętam ostatnie godziny przed swoim pierwszy startem w biegu na Kasprowy Wierch. Nie był to co prawda górski debiut, ale z pewnością jeden z poważniejszych celów do zrealizowania. Spałem wówczas nie więcej niż cztery godziny. Znacie to? Pierwszy maraton albo ważny egzamin, od którego (przynajmniej tak nam się wydaje) zależy całe nasze życie.
Teraz już tak nie mam. Jest to oczywiście kwestia doświadczenia oraz większej pewności siebie. Nie bez znaczenia jest też fakt podjęcia współpracy z psychologiem sportowym. Potrafię lepiej zapanować na stresem, czy to przez techniki oddychania lub mowę wewnętrzną. To coś nowego, czego spróbowałem, ale z pewnością nie żałuję. To nie jest pomoc. To coraz ważniejszy element treningu wielu sportowców na całym świecie. Dzięki niemu zyskuję też większą pewność siebie oraz bardziej wyrazistą samoświadomość.
Zwariował? Gada do siebie
Czasami w samotności rozmawiam po cichu sam ze sobą. Innym razem jest to mowa wewnętrzna. Układam sobie w głowie pewne rzeczy, gdy czuję taką potrzebę. Mówię też do siebie tuż przed startem oraz w trakcie rywalizacji.
Na zawody staram się układać plan. Wizualizuję, jak chcę wykonać stojące przede mną zadanie. Jeżeli wiem, że moje myśli są uporządkowane, nie odczuwam paraliżującego stresu. Oczywiście, w pewnym stopniu dotyka mnie dreszczyk emocji, ale to tylko pozytywny i motywujący stres. Gdyby nie było tego elementu, myślę, że byłby to znak, że nie do końca mi zależy na tym sporcie. Dzięki lekkiemu stresowi czuję motywację i chcę stawać się coraz lepszy!
Ciężar zwycięstwa i porażki
Czasami wydawało mi się, że za dużo od siebie wymagam i zbyt wysoko stawiam sobie porzeczkę. Wiem jednak na co mnie stać, więc mówię do siebie i staram się wywnioskować, czego mogę od siebie oczekiwać podczas konkretnych zawodów.
Druga strona to stres spowodowany oczekiwaniami innych. To nad nim zdecydowanie ciężej jest mi zapanować. Wiem jednak, że jest to kompletnie nieistotny aspekt. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z biegami górskimi, wcale nie zastanawiałem się na tym, co pomyślą o mnie inni. Wraz z kolejnymi biegami odczuwałem większą presję. Nie byłem już anonimowy na linii startu. Zawracanie sobie głowy takimi sprawami jest jednak surowo zabronione! Pomyślmy. Czy osoby zaliczane przez nas do grona „co on sobie o mnie pomyśli” przebiegną za nas ten dystans, czy będą borykać się z naszymi słabościami za nas, czy trenowały za nas, czy poczują ból porażki i radość zwycięstwa za nas? Nie! Nie zawracajmy sobie zatem głowy tym, co powiedzą inni, na wypadek, gdy podwinie nam się noga. A nawet jeśli tak się stanie, przecież każdemu czasem zdarza się zaliczyć wtopę.
Są takie biegi, których trasę poznałem na tyle dobrze, że nie stresuję się wcale. Jedyne napięcie to te spowodowane celom narzuconym przez samego siebie. Poziom stresu nie jest u mnie zależny od tego, w jakim środowisku biegam i ile osób zwraca na mnie uwagę, ale od tego, jak bardzo zależy mi na danym występie. Czasami trzeba potrafić przyznać przed sobą: „Trudno. Nie zawsze się zwycięża”. Umiejętność przegrywania bardzo przydaje się w życiu.
Gdy emocje już opadną… pozostaje biec
Moment rozgrzewki. To wtedy zaczynam czuć się pewniejszy i uspokajam się. Nagły skok adrenaliny pojawia się na kilka, kilkanaście sekund przed startem. Wtedy pojawia się szybsze bicie serca. Uspokajam się oddechem. Wraz z sygnałem startowym wszystko wraca do normy, zanurzam się w swój żywioł. Zero stresu. Na stracie jestem tak skoncentrowany na tym, co mam zrobić, że właściwie nie ma już czasu, żeby czegokolwiek się obawiać.
Nie stworzyłem swojego klucza, czy patentów. Wszystko dzieje się bardzo naturalnie przy wsparciu się mową wewnętrzną. Mówię do siebie pewne powtarzalne sformułowania: „jestem dobrze przygotowany”, „będzie dobrze”, „trzymaj się tego, co sobie ustaliłeś”.
Zanim dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak trening wyobrażeniowy, zdarzyło mi się, że w mojej głowie malowały się pewne obrazy, które towarzyszyły mi potem przez całą drogę do mety. Biegnąc kiedyś na szczyt Kasprowego Wierchu, dokładnie wiedziałem, co zrobię po wykonanym zdaniu, jakie czynności wykonam, jak się zachowam. Myślałem tylko o tym. Dobiegłem pierwszy i faktycznie szybko odruchowo odszukałem na mecie swoją dziewczynę, przytulając się do niej jak zaprogramowany. Czasami warto stworzyć sobie taki obraz. Bywa, że zadanie jest wtedy łatwiejsze do wykonania.
Teraz staram się wyobrazić sobie podbieg, jak na nim będzie. Nie odczuwam jednak potrzeby wyobrażeń emocjonalnych. Nie muszę widzieć obrazów tego, jak będę zmęczony, że już nie daję rady oraz łamię swoje ograniczenia. Nie zawsze mam jednak możliwość wcześniejszego poznania trasy, a to nie ułatwia zadania.