W spokojnym wkraczaniu w mocny trening chciałem podzielić się tym, co zazwyczaj nie jest szczególnie widoczne w trakcie sezonu. Mam na myśli współpracę, która trwa już dwa lata, a jej skutkiem jest mój rozwój sportowy.

Chodzi oczywiście o wspólne działanie z Konradem Nosarzewskim, który od dwóch sezonów jest moim trenerem. Nie było tak jednak od początku.

Zaczęliśmy od samej diety i nie był to mój pomysł, lecz mojego partnera ALE. Ja i dieta? Stwierdziłem, że czas na naukę czegoś nowego i zgodziłem się na współpracę.

Na początek przyjrzeliśmy się zdrowiu, czyli konieczne były badania krwi. Na tej podstawie Konrad mógł dostrzec moje braki oraz nakreślić dietę.

Pięć posiłków dziennie z opcjami do wyboru na śniadanie, obiad oraz kolację. Jeśli czułem, że jadłospis zaczyna być nudny, zmienialiśmy potrawy w zakresie tej samej kaloryczności. Konrad chciał jednak żebym nauczył się jak najwięcej, ponieważ obawiał się, że po skończeniu współpracy wrócę do swoich starych nawyków żywieniowych. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że będzie to dłuższa współpraca.

Z pomocą przyszła aplikacja Fitatu. Wpisywałem dane tak, jakbym odżywiał się wedle własnego uznania, a w zamian otrzymywałem wykaz swoich błędów. Zwracaliśmy uwagę na makroelementy oraz kaloryczność. Potem uzupełniliśmy dane o mikroelementy – witaminy i minerały. Efekt? Nauka się opłaciła, choć nie trwała krótko. Teraz wiem, co zawiera w sobie dany produkt i sam potrafię skomponować właściwy posiłek, wspomagając się kontrolnie aplikacją. Kontrolowanie samego siebie odpuszczam jedynie w okresie roztrenowania.

Wraz z moim rozwojem sportowym który był zasługą zmiany odżywiania nawiązała się współpraca na podłożu trenerskim. W tamtym okresie czułem już, że potrzebuję kogoś kto mnie poprowadzi oraz przystopuje kiedy trzeba, sam miałem tendencję do „zajeżdżania” się na treningach. Ten układ miał spory sens – dieta szła w parze z treningami. Pierwszym wspólnie wypracowanym efektem pracy był debiut w maratonie ulicznym.

Mój trener to typ sportowego naukowca, który ciągle zgłębia wiedzę. Jak sam o sobie mówi, interesuje go „możliwość zmaksymalizowania możliwości przy zminimalizowaniu kosztów”. Swoją trenerską wizję nazywa „japońską szkołą treningu” i ta forma przypadła mi do gustu. To całokształt stylu życia i dieta dopasowana do tego, jak trenuję. W dodatku czuję, że sam rozwijam się jako zawodnik i osoba, podpowiadająca innym, jak biegać, żeby osiągać lepsze rezultaty. Widzę w tym przyszłość.

Konrad chce pożegnać przekonanie, że nie zawsze im ciężej, tym lepiej.

„Co z tego, że istnieje tysiące badań, które można wykorzystywać, skoro sport zaczyna się za czasów szkolnych. Zazwyczaj największe ambicje i talent mają osoby, które nie są dobrze sytuowani finansowo. Interesuje mnie maksymalne wykorzystanie podstawowych badań, na które stać każdego. To opcja, gdy ktoś może poświęcić sto złotych raz lub dwa razy w roku, aby uniknąć wyniszczanie młodego i ambitnego organizmu już na samym początku przygody ze sportem” – napisał od siebie Konrad Nosarzewski.

Dzięki niemu uwierzyłem w to, że mogę więcej, a cele które kiedyś były nieosiągalne są w zasięgu ręki. Dla mnie to bardzo ważna kwestia, bo jako sportowiec cały czas chcę się rozwijać i stawiać sobie coraz wyższe cele. Chciałem mu w tym miejscu podziękować za te 2 lata współpracy, mam nadzieję że to dopiero początek…

Dziękuję trenerze!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *